Stary tekst. Ale jak się okazuje ciągle aktualny....
2010-03-15 Czy Pan Bartoszewski jest Żydem? |
2010-02-07 Napisałem wczoraj notkę pt.”Czy istnieje choć jeden głupi Żyd?” Pisałem szybko, na gorąco. Nie ukrywam, że cholera mnie brała więc nie byłem zbyt wylewny a i pewnie parę ortów popełniłem. Cały dzień nie dawała mi ta sprawa spokoju. Nosiłem się z zamiarem wysmarowania ostrego elaboratu na temat „Ci niewdzięczni Żydzi” itp. itd. Byłoby o czym pisać, zapewniam Was. Materiału nie brakuje. Pióro też naostrzone. Tylko pod wieczór naszła mnie refleksja innego sortu. Ki ch... pozwala na to wszystko? Czemu Żydzi, Francuzi, Niemcy i kto tylko chce, mogą jeździć po nas jak rekrut na szmacie? Kto odpowiada za wizerunek Najjaśniejszej za opłotkami? Zgadnijcie? Ano Pan Minister Spraw Zagranicznych! Odrodzona „cudem” w 89' Rzeczpospolita nie miała jakoś szczęścia do Panów ( i Pań także ) piastujących to zaszczytne i kto wie czy nie drugie po Bogu stanowisko w państwie. Oszczędzę sobie wymienianie tych zacnych postaci naszej elity politycznej, tak chyba będzie lepiej. Skupię się jednak na jednej osobie, której pominąć się po prostu nie da. I wybaczcie mi jeśli zdarzy mi się jakiś bluzg czy mało parlamentarne słowo. Postaram się jednak być poprawny (językowo). Pan Władysław Bartoszewski, bo o tym tuzie naszej dyplomacji tu mowa, był naczelnym dyplomatą w rządach premiera Oleksego ( króciutko więc nie zdążył rozwinąć skrzydeł ) i w rządzie premiera Buzka. Tu już miał tyle czasu ile chciał by zaprezentować swoje zdolności dyplomatyczne i pokazać całemu światu prawdziwe oblicze marnego Narodu Polskiego. Nie będę pastwił się nad jego tytułami naukowymi, chwalebną martyrologią etc. Nie będę Mu nawet wypominał „Honorowego Obywatelstwa” wiadomego kraju, „jedynej demokracji” sami wiecie gdzie. Skoro mógł zostać prezydentem OMC mgr. to tym bardziej ministrem mógł być OMC prof.... Chciałbym skupić się na merytorycznych dokonaniach Pana Ministra. A te były niebagatelne... Biorąc pod uwagę, że do napisania tej notki skłoniła mnie wypowiedź Pana Ze'eva Tzahora, też zresztą profa, tyle że z Tel Aviv, skupię się na działalności Pana Bartoszewskiego na niwie, że tak powiem, koszernej. Posłużę się tutaj opracowaniem Jerzego Roberta Nowaka ( z tych prawdziwych Profesorów ). Nie ma co wyważać otwartych drzwi. Oddajmy więc głos PROFESOROWI Nowakowi. „2 marca 1995 r. Bartoszewski został przedstawiony przez Wałęsę liderom koalicji SLD - PSL jako jeden z trzech kandydatów (obok Andrzeja Ananicza i Andrzeja Olechowskiego) na ministra spraw zagranicznych. Liderzy koalicji zaproponowali Bartoszewskiego, a Oleksy powiedział, że o tej kandydaturze myślał z prezydentem właściwie równolegle (wywiad dla "Polityki" z 11 marca 1995 r.). Niekompetentny minister dyletant nieprzypadkowo tak mocno spodobał się postkomunistom. Wiedzieli, że przy jego ministerialnych "umiejętnościach" okaże się doskonale sterowalny dla nich, a na dodatek jeszcze będzie uwiarygodniał rząd postkomunistyczny jako były opozycjonista” Zaczynamy nieźle... „Zaniżył ofiary polskie, zawyżył żydowskie. Inna sprawa, że to, co powiedział Bartoszewski w Bundestagu na temat polskich ofiar wojny, było niebywale szkodliwe z punktu widzenia polskiej racji stanu. Na użytek zagranicznego, i to niemieckiego odbiorcy, Bartoszewski zaniżył liczbę polskich ofiar wojny z 3 mln do 2 mln, wbrew wydanemu jeszcze rok przedtem w Polsce źródłowemu opracowaniu Głównego Urzędu Statystycznego "Historia Polski w cyfrach" (Warszawa 1994, s. 197), gdzie podano liczbę 3 mln 100 tys. polskich ofiar wojny. Równocześnie minister Bartoszewski zawyżył liczbę polskich Żydów, którzy zginęli podczas wojny. Mówił o około 3 mln zgładzonych polskich Żydach, podczas gdy rok przedtem we wspomnianym źródłowym opracowaniu GUS (s. 197) podano o 200 tys. mniejszą liczbę (2 mln 800 tys. osób). Trudno uznać, że cokolwiek usprawiedliwiało tego typu samowolne manipulowanie liczbami poległych przez polskiego ministra, wbrew źródłowym ustaleniom.” Zwyczajowe, umiłowanie liczb, jak np. w Kabale. Tak jakby 200 tys. niewinnych istnień ludzkich miało jakieś dodatkowe znaczenie. Widać miało, propagandowe. Ale idźmy dalej... „W wielce fetującym Bartoszewskiego artykule Anny Bikont "Goj, polski minister, obywatel Izraela" ("Gazeta Wyborcza" z 13 maja 1995 r.) czytamy: "Minister Bartoszewski przeleciał przez Izrael jak huragan. Zwiastował polsko-żydowskie pojednanie, przyjaźń, wybaczenie". W sążnistym artykule pochwalnym p. Bikont zabrakło nawet wzmianki o najbardziej słynnym czy raczej osławionym epizodzie wizyty Bartoszewskiego w Izraelu wiosną 1995 roku. To jest o jego ówczesnym tak kompromitującym wyskoku jako ministra III RP z masochistycznym biciem się w piersi za rzekomy "antysemityzm" "polskich ciemniaków" na prowincji.” Zaiste, minister reprezentuje „Polską Rację Stanu”. Pokażcie mi Żyda, który choć raz uderzył się w pierś. Chyba cudzą... „Bartoszewski powiedział dosłownie: "Dzisiejsi studenci będą za dziesięć czy piętnaście lat posłami, ministrami, dyrektorami i oni będą określać życie polskie, a nie ta ciemnota, gdzieś tam na zapadłej prowincji, która opowiada jakieś głupstwa, a która dobrze czytać i pisać nie umie. Ci nie będą odgrywać roli bezpośredniej w życiu politycznym, a studenci będą odgrywali tę rolę. Ja patrzę na to realistycznie". (Cyt. za T. Kosobudzki "MSZ od A do Z", Warszawa 1997, s. 36).” A u Pana Ministra to na pewno z czytaniem ok. Gorzej ze zrozumieniem. „Minister spraw zagranicznych III RP, urzędujący polski minister, publicznie skrytykował własny naród w obcym kraju. Zdumiewał fakt, że polski minister spraw zagranicznych w Izraelu zdobył się tylko na biczowanie w polskie piersi, a ani słowem nie wspomniał o różnych haniebnych przejawach antypolonizmu w Izraelu. I to wyrażanych nie tam gdzieś na zapadłej prowincji, ale w stolicy Izraela przez jego szowinistycznych, antypolsko nastawionych premierów: Begina i Szamira (o Polakach jako tych, którzy wyssali antysemityzm z mlekiem matki, etc.)” No comments. „Dodajmy, że podczas tegoż niefortunnego pobytu w Izraelu, gdy Bartoszewski "przeleciał jak huragan" przez ten kraj, szanowny minister spraw zagranicznych zdążył popełnić jeszcze jedną gafę. Usiłując, zgodnie ze swym zwyczajem, jak najmocniej przypochlebić się swym aktualnym interlokutorom, Bartoszewski przyobiecał w Izraelu "zwrot majątku, który należał przed wojną do Żydów" (Wg T. Kosobudzkiego, op. cit., s. 36). Do składania takich obietnic nie miał żadnego upoważnienia ani ze strony władz polskich, ani tym bardziej polskiego Sejmu!” Potem dziwić się, że różnej maści rabini, jak Singer czy Szinger gębę sobie Polską wycierają Panie Bartoszewski! Masz Pan 65 mld. dutków na zbyciu? Jak nie, to morda w kubeł! „Jak wytłumaczyć fakt, że Bartoszewski w swej wciąż nienasyconej pogoni za dowodami uznania z zagranicy (ordery, nagrody etc.) posunął się nawet do przyjęcia medalu upamiętniającego zasługi najgorszego niemieckiego polakożercy lat 20. XX wieku, ministra spraw zagranicznych Niemiec w latach 1923-1929 Gustawa Stresemanna” To tak tylko na marginesie. O niemieckim rozdziale działalności Pana Ministra innym razem. „Po zostaniu kolejny raz ministrem spraw zagranicznych (w rządzie Jerzego Buzka) Bartoszewski skompromitował się absolutną, skrajną wręcz "pasywnością" wobec tak licznych przejawów antypolonizmu za granicą. Jakże symptomatyczne pod tym względem było np. jego zachowanie podczas oficjalnej wizyty w Izraelu” O! Już przechodzimy do meritum mojego wywodu. „Tak gadatliwy skądinąd minister Bartoszewski nie zdobył się nawet na słowo riposty w izraelskim parlamencie - Knesecie. Milczał w stylu, jak mówi Wałęsa: "ani be, ani me, ani kukuryku!", gdy w jego obecności rzucano najgorsze kalumnie na Polaków za ich zachowanie w czasie wojny. Wśród rzucających oszczerstwa był nawet wiceprzewodniczący Knesetu Ruby Rivlin z partii Likud, który "uznał Polaków za współodpowiedzialnych za to, co się działo na polskiej ziemi podczas holokaustu". (Por. R. Frister w korespondencji z Jerozolimy pt. "Trudny dzień w Knesecie", "Polityka" z 9 grudnia 2000 r.). Rivlin twierdził również, że w zbiorowej i indywidualnej pamięci Żydów "zostało niestety tak wielu Polaków, którzy stali po stronie nazistowskich morderców i nawet uczestniczyli aktywnie w prześladowaniu, upokorzeniu, wygnaniu i na koniec także mordowaniu milionów Żydów. (...), sam fakt, że jakieś państwo było okupowane podczas drugiej wojny światowej, nie zwalnia go to od rachunku sumienia, który powinno zrobić za czyny swoich synów (�). (Cyt. za "Głos" z 9 grudnia 2000 r.). Ruby Rivlin uważał także, że "Polska musi przejść długą drogę, aby móc spojrzeć prosto w oczy narodowi żydowskiemu". (Wg R.S. Dybczyński "�I co z tego wynika", "Głos" z 16 grudnia 2000 r.). Posunął się nawet do zaliczenia Polski "do grona państw rządzonych przez reżimy faszystowskie, jak Chorwacja i Węgry, bądź też kolaborujących z rasistowskimi Niemcami - jak Francja". (Wg listu ambasadora RP w Izraelu M. Kozłowskiego "Policzek dla milionów Polaków", "Gazeta Wyborcza" z 22 stycznia 2001 r.)”. Za to co Żydzi w swoim Sejmie wygadują nie może Pan Minister brać odpowiedzialności, jest gościem w końcu... „Polaków zaatakowali także liczni inni posłowie izraelscy. Pytanie, co zrobił w tej sytuacji oficjalny przedstawiciel Polski - minister Bartoszewski? Powinien stanowczo zareagować na antypolskie kalumnie - jako Polak, jako polski minister spraw zagranicznych, jako były więzień obozu koncentracyjnego, jako honorowy obywatel Izraela. Powiedzmy wprost - zachował się fatalnie, bagatelizując całą sprawę, nie wykazując minimum polskiej godności. Według Krystyny Montgomery (tekst "Trochę więcej albo mniej", "Gazeta Wyborcza" z 29 listopada 2000 r.): Bartoszewski nie chciał komentować wystąpień posłów. "To byłby początek bardzo przykrej dyskusji" – powiedział.” Jasne, „przykrości” lepiej omijać. A nuż zaczną grzebać w życiorysie? Obywatelstwa pozbawią? Nie... lepiej sobie odpuścić. „Niezbyt pomyślna dla Polski okazała się również zorganizowana w kwietniu 2001 r. podróż Bartoszewskiego do USA wspólnie z Włodzimierzem Cimoszewiczem. Głównym celem było wystąpienie w waszyngtońskim Holocaust Memorial Museum. Bartoszewski nie omieszkał przy tej okazji szczególnie wyeksponować swych "męczeńskich" zasług z czasów 7-miesięcznego pobytu w Oświęcimiu, podkreślając, że z tego tytułu sam "wypchany, powinien się znaleźć w muzeum". (Por. Z. Żmigrodzki "Antypolska peregrynacja", "Nasza Polska" z 1 maja 2001 r.)”. Czemu wcześniej się nie „wypchał”? Może tylu szkód by nie narobił. „Dużo gorzej mówił o własnym kraju i rodakach, gromko bijąc się w piersi za zbrodnię w Jedwabnem i akcentując: "Wierzę w naszego wspólnego Boga. On rzekł: 'Sodoma zostanie uratowana, jeśli znajdzie się dziesięciu sprawiedliwych'. W Jedwabnem nie znalazło się. Dziś mówimy o tej zbrodni, jutro może dowiemy się o kolejnych (...). Mojemu małemu krajowi życzę wielkości moralnej". Władysław "Szybkomówny", jak niektórzy nazywają Bartoszewskiego, i tym razem zapłacił za swój nazbyt pospieszny potok słów, wyprzedzający jakiekolwiek racjonalne myślenie. Palnął bowiem stwierdzenie ujawniające całe rozmiary jego zakompleksienia w związku z przynależnością do rzekomo "małej" Polski. Powiedział: "Mojemu małemu krajowi życzę wielkości moralnej". Ze zdumieniem komentował to "chlapnięcie" Bartoszewskiego prof. Zbigniew Żmigrodzki na łamach "Naszej Polski" z 1 maja 2001 r.: "Można też mieć uzasadnione wątpliwości, o jaki tu 'mały kraj', któremu potrzebna jest 'wielkość moralna', chodzi? Przecież Polska małym krajem nie jest, a przy tym mocno wątpię, sądząc po zachowaniu Ministra, czy uważa on 'ten kraj' za swój. Natomiast 'wielkości' potrzebuje nadzwyczajnej pilnie państwo Izrael wraz ze wszystkimi swoimi zagranicznymi ośrodkami wpływu". To w końcu jakiego kraju czuje się bardziej obywatelem? Pomóżcie, bo ja mam robaczywe myśli... Dość. Starczy już. Czy możemy się dziwić, że byle łachudra sobie Polską gębę wyciera? Czy jest jeszcze ktoś co mi powie, że Polacy rządzą Polską? Gratuluję naszym „Starszym Braciom” pomyślunku. Postawić taką kreaturę na czele polskiej dyplomacji ( 2x!) to prawdziwy majstersztyk. Ale niech Wasz Książę Wygnania, czy inny Boss Kahału pomyśli jednak chwilę... Naprawdę opłaci się wkur.... gojów znad Wisły? Czy to nie odbije się kiedyś czkawką? My naprawdę chcemy żyć w pokoju i spokoju. Tysiąc lat oganiamy się od różnego robactwa. |
SpiritoLibero
"Jestem Polakiem, więc mam obowiązki polskie".