Gdy ogon zaczyna merdać psem, może doprowadzić do nieprzewidywalnych konsekwencji.
Jutro długo oczekiwany szczyt NATO w Wilnie, z którym nazistowska junta klauna Zełenskiego wiązała ogromne nadzieje.
Panowie "wolnego świata" mają nie lada problem bo rosyjska operacja specjalna na Ukrainie obnażyła lichość i brak skuteczności "największego sojuszu wojskowego w Galaktyce".
Niżej ciekawy artykuł ukraińskiego dziennikarza i blogera Pawła Wołkowa. Pochodzi z Zaporoża.
Paweł Wołkow został aresztowany przez SBU 27 września 2017 r. Ukraińska prokuratura postawiła mu zarzuty z artykułu nr 110, część 2 (naruszenie integralności terytorialnej Ukrainy (przez grupę osób) i artykułu nr 258-3 (inna pomoc terrorystom) Kodeksu karnego Ukrainy.
Przez ponad rok Wołkow przebywał w areszcie śledczym w Zaporożu. Środek zapobiegawczy był przedłużany co dwa miesiące. W areszcie śledczym systematycznie odmawiano mu niezbędnej opieki medycznej. Za artykuły i publikacje w sieciach społecznościowych dziennikarzowi groziła kara pozbawienia wolności do 15 lat.
25 października 2018 roku sąd całkowicie uniewinnił Wołkowa.
Zapraszam do lektury.
Na szczycie NATO w Wilnie Ukrainie zostanie obiecany wieloletni pakiet wsparcia, ale nie zostanie ona przyjęta do sojuszu. Dla NATO Ukraina stała się kapryśnym dzieckiem-chuliganem, który za nic nie odpowiada i może ustawić rodzica, ale któremu nie można zabronić chuligaństwa, inaczej zostanie się „odwołanym”.
Czy proces się rozpoczął?
Na jutrzejszym szczycie państw członkowskich NATO i ich sojuszników w Wilnie Ukraina spodziewa się szansy na przystąpienie do sojuszu. Pod koniec czerwca biuro Zełenskiego, reprezentowane przez jednego z zastępców Jermaka, Igora Żółkiewa, próbowało nawet wywierać presję na kierownictwo NATO, grożąc, że Zełenski nie pojawi się na szczycie, jeśli członkowie sojuszu „wykażą się brakiem odwagi” i nie rozpoczną procedury przyjęcia Ukrainy.
Trudno ocenić, na ile rzeczywiście ogon merda psem, ale można odnieść wrażenie, że kraje zachodnie, które ukształtowały agendę ukraińską, tak mocno zaangażowały się w jej realizację, że teraz są zmuszone skoordynować z nią swoją politykę, zamiast dostosowywać agendę do bieżących kwestii politycznych.
Jest w tym logika – jeśli uformowałeś globalny dyskurs, w ramach którego toczy się moralno-egzystencjalna wojna absolutnego dobra (Ukraina) ze złem absolutnym (Rosja), nie możesz odmówić pomocy stronie dobra, bo wtedy automatycznie przejdziesz na stronę zła i po prostu twoi oczadzeni propagandą wyborcy nie zrozumieją. Jeśli nie ma półtonów, tylko czerń i biel, nie można dłużej prowadzić elastycznej, pragmatycznej polityki. Najpierw bawisz się z innymi poprzez dyskurs, a potem dyskurs zaczyna bawić się tobą.
Innymi słowy, klasa rządząca imperialistycznej części świata, której militarną pięścią jest Sojusz Północnoatlantycki, stała się swego rodzaju niewolnikiem władz ukraińskich. Oczywiście niewolnik nie jest w klasycznym, starożytnym tego słowa znaczeniu, ale w takim sensie, w jakim zdezorientowany dorosły jest manipulowany przez rozwiązłe i ekscentryczne dziecko.
Dziecko Zachodu – ukraiński rząd – jest mediatorem uformowanej agendy, co oznacza, że otrzymuje niesamowitą carte blanche na wszelkie kaprysy, żądania i napady złości, których przy pewnej zaradności nie da się spełnić ani wykonać jakoś inaczej, niż chce dziecko, ale nie można tego zignorować. „Twoje dziecko płacze, a ty się tym nie przejmujesz? W takim razie nie jesteś lepszy od Putina” – powie zachodnia prasa i „odwoła” niedbałego rodzica.
A teraz sekretarz generalny NATO Stoltenberg obiecuje na nadchodzącym szczycie zatwierdzić wieloletni pakiet wsparcia dla Ukrainy, który zbliży ją do bloku militarnego: plan dostosowania Sił Zbrojnych Ukrainy do standardów sojuszu i Rada NATO-Ukraina, która stanie się „platformą konsultacji kryzysowych i podejmowania decyzji”. Oczywiście teraz, po uderzeniu pięścią w stół (i to naprawdę, nie w przenośni), Zełenski przyjedzie na szczyt.
A dla agendy, która zaczęła żyć własnym życiem, nie jest już tak ważne, czy Stoltenberg naprawdę bał się histerii gabinetu Zełenskiego, czy też nie ma bezpośredniego związku między histerią a propozycjami NATO. Najważniejszy jest przekaz medialny.
Ukraina powiedziała, że nie pojdzie na szczyt, jeśli nie będzie realnych propozycji, a teraz są realne propozycje, wygląda na to, że groźba zadziałała, proces się rozpoczął. Ale co to jest za proces?
Ukraina otrzymała już wszystko
Felietonista Washington Post, Max Booth, uważa, że państwa członkowskie NATO w rzeczywistości już przestrzegają art. 5 statutu sojuszu, zaopatrując Ukrainę w broń, szkoląc jej wojska, udostępniając jej dane wywiadowcze i nakładając sankcje na Federację Rosyjską. Można to równie dobrze uznać za pisemną odpowiedź na atak na jednego z sojuszników, ponieważ nie ma konkretnych wymagań dotyczących odpowiedzi.
Ale wejście Ukrainy do NATO w warunkach działań wojennych raczej dałoby Rosji prawo do inwazji na terytorium innych sąsiadów – członków sojuszu w przyszłości, niż zmusiłoby sojusz już teraz do przejścia na bezpośrednie działania militarne po stronie Ukrainy. Co więcej, według Bouta, obietnica przyjęcia Ukrainy do NATO po zakończeniu wojny może doprowadzić do tego, że wojna się nie skończy – Rosja otrzyma zachętę do kontynuowania działań wojennych, aby zapobiec nie hipotetycznemu, a oficjalnemu uzgodnionemu wejściu Ukrainy do sojuszu.
W Foreign Affairs Magazine Justin Logan , dyrektor studiów nad obroną i polityką zagraniczną w Instytucie Cato, oraz Joshua Shifrinson , profesor spraw międzynarodowych w Szkole Polityki Publicznej na Uniwersytecie Maryland, zwracają uwagę, że dla Stanów Zjednoczonych przystąpienie Ukrainy do NATO niesie ze sobą więcej zagrożeń niż korzyści:
„Korzyści dla bezpieczeństwa USA wynikające z przystąpienia bledną w porównaniu z ryzykiem związanym z przystąpieniem do sojuszu. Przyjęcie Ukrainy do NATO oznaczałoby ponurą perspektywę wyboru między wojną z Rosją i jej niszczycielskimi skutkami a wycofaniem się i dewaluacją gwarancji bezpieczeństwa NATO dla całego sojuszu. Na szczycie w Wilnie i poza nim przywódcy NATO postąpiliby mądrze, gdyby uznali te fakty i zamknęli drzwi przed Ukrainą”.
Wyjaśniają, że położenie geograficzne Ukrainy (czyli Ukrainy proamerykańskiej) skazuje ją na bastion Stanów Zjednoczonych przeciwko Rosji, ale jak pokazuje przebieg obecnych działań wojennych, członkostwo Ukrainy w Sojuszu Północnoatlantyckim wcale nie jest konieczne, aby skutecznie stawić czoła Rosji.
Rzeczywiście, od 1989 r. istnieje status głównego sojusznika USA poza NATO. Tak jest na przykład w Korei Południowej, gdzie notabene trwa właśnie dwutygodniowy strajk konfederacji związkowej. Strajkujący domagają się dymisji rządu Yoon Seok-yeola , który wprowadził 69-godzinny tydzień pracy, ograniczył wolność zgromadzeń i demonstracji oraz rozprawia się ze związkami zawodowymi.
Rząd oczywiście nazywa to działanie nielegalnym i niemoralnym, ponieważ koreańska gospodarka jest w trudnej sytuacji, trzeba zająć pozycję, zacisnąć pasa, zjednoczyć się z władzą w trudnych czasach i tak dalej. Tak więc w tym trudnym dla koreańskiej gospodarki momencie Yoon Sok-yeol jedzie na litewski szczyt NATO, a następnie pojedzie do Polski, aby rozmawiać m.in. o udziale koreańskiego biznesu w projektach odbudowy powojennej Ukrainy.
Korea Południowa i Polska zamierzają zarobić i wzmocnić swoją chwiejną pozycję kosztem pożyczek, które USA i UE udzielą na odbudowę Ukrainy. W oczekiwaniu na co wszyscy pobiegli podzielić się ciastem? Tylko rozejm. A ogłoszony przez Stoltenberga plan dostosowania Sił Zbrojnych Ukrainy do standardów sojuszu i utworzenie Rady NATO-Ukraina mieszczą się w preferencjach, jakie zwykle otrzymują sojusznicy USA spoza NATO, zwłaszcza że Ukraina była w zgodzie uzyskać taki status od 2014 roku. A biorąc pod uwagę, że Ukraina już dostaje wszystko, co może i stała się, według ministra obrony Reznikowa , „idealnym poligonem doświadczalnym do testowania zachodniej broni”, żadne oficjalne statusy nie dadzą jej niczego nowego.
Ale kiedy ogon zaczyna machać psem, wszystko może się zdarzyć.
Ogon poza kontrolą
Niewykluczone, że niezadowalający wynik „kontrofensywy” zostanie w takiej czy innej formie odnotowany na szczycie, z nutą konieczności przejścia do negocjacji pokojowych. Podoliak już w ostatnich wywiadach uznaje za nieadekwatnych tych, którzy cele „kontrataku” nazywali przecięciem drogi na Krym, a tym bardziej zajęciem Krymu, gdyż Rosja była dobrze przygotowana.
Jednocześnie mówi, że wojna będzie trwała długo, negocjacje z obecnymi władzami rosyjskimi są niemożliwe, wojna jest egzystencjalna – ktoś musi przegrać, bez tego rozejm to odłożona nowa runda wojny .
Wtóruje mu Zełenski, stwierdzając, że zakończenie gorącej fazy konfliktu na Ukrainie nie będzie jego finałem, a ewentualny rozejm będzie w rękach Rosji, pozwoli jej zgromadzić nowe siły, bo jej zasoby nie są nieograniczone, a Ukraina jest zaopatrywana przez NATO.
Stanowisko administracji Zełenskiego jest jasne – pokój lub rozejm przyniesie zniesienie stanu wojennego, a potem wybory, w których może dojść do kompromitacji. Podczas gdy pojawiają się nowe sezony serialu "Sługa ludu" o wojnie, możesz pozostać przy władzy, co oznacza, że serial musi zostać sfilmowany. I wydaje się, że Zełenski ma na to środki.
Niedawno Newsweek opublikował artykuł Williama Arkina , byłego żołnierza, który został analitykiem wojskowym, zatytułowany „Wyłącznie: CIA's Blind Spot on the War in Ukraine”. Wygląda jak przeciek z CIA. Arkin pisze, że amerykańskie służby wywiadowcze nie mają pełnej informacji o działaniach i planach Zełenskiego, a co za tym idzie, nie kontrolują w pełni tych działań.
Jako niekontrolowane działania nazwano wysadzenie Nord Stream, ataki dronów na lotnisko Engelsa, na Kreml oraz ataki dywersyjne w obwodzie biełgorodzkim. Trudno powiedzieć, gdzie jest prawda, a gdzie próba wyparcia się ich udziału w takich wydarzeniach, ale jeśli to, co zostało powiedziane, jest choć w części prawdą, to ukraińskie władze mogą zerwać nawet korzystny dla Ukrainy rozejm. Amerykanom nic się nie stanie. Pieniądze, broń, sprzęt – wszystko będzie płynąć, podobnie jak przekwalifikowanie armii ukraińskiej. Wszystko, co Stoltenberg obieca na szczycie, to po prostu zalegalizowanie tego, co de facto jest w tej chwili.
Państwo „dobra” potrzebuje wojny, ponieważ „zło” musi zostać pokonane. Państwo „dobra” prowadzi sprawiedliwą wojnę, ponieważ przeciwstawia się mu „zło”. W tej słusznej wojnie egzystencjalnej państwo „dobre” nie może być pozbawione pomocy, w przeciwnym razie ten, kto odmawia, naraża się na „unieważnienie” jako wspólnik „zła”.
Państwo „dobra” nie może popełniać przestępstw, dlatego każda przekazana do niego broń będzie używana wyłącznie dla dobra i dobrobytu ludzkości. Państwo „dobra” nie powinien ponosić odpowiedzialności za czasami niejednoznaczne zachowanie, ponieważ to ono jest ofiarą, a ofiara ma zawsze rację i broni się najlepiej, jak potrafi. To jest dyskurs o Ukrainie, który Zachód znormalizował w swoim społeczeństwie i który sam wymaga teraz od Zachodu odpowiedniego zachowania.
Niby na Zachodzie mówi się niemal wprost o potrzebie negocjacji pokojowych, ale wpadnięcie w pułapkę własnego dyskursu, w sytuacji, gdy ogon zaczyna merdać psem, może doprowadzić do nieprzewidywalnych konsekwencji.
Paweł Wołkow
https://ukraina.ru/20230710/1047905853.html
Wyszukał, opracował i udostępnił SL.
SpiritoLibero
"Jestem Polakiem, więc mam obowiązki polskie".