Wydarzenia ostatnich tygodni lub miesięcy w Syrii potwierdziły wielkie zmiany geopolityczne, które zachodzą w regionie Bliskiego Wschodu i będą miały znaczące konsekwencje dla porządku geopolitycznego na świecie.
Niespójne decyzje administracji Trumpa o wycofaniu lub nie wycofaniu swoich wojsk z północnej Syrii stanowiły nie tylko zdradę dla Kurdów, którzy naiwnie zaufali Stanom Zjednoczonym w dążeniu do stworzenia autonomicznej jednostki. Decyzja Trumpa to kolejny dowód na to, że w polityce nie ma przyjaciół, zwłaszcza wiecznych, o czym zdają się nie wiedzieć zarządzający naszym krajem. Całkowita podległość polityce USA i Izraela jest na dłuższą metę polityką zgubną o czym ostatnio mieli okazję przekonać się Kurdowie. No ale skoro, jak stwierdził Trump, Kurdowie nie pomogli Amerykanom w desancie w Normandii to USA nie muszą się nimi zbytnio przejmować. Polacy w Normandii byli więc może mamy większe szanse? W każdym razie decyzja o opuszczeniu Syrii, skądinąd prawidłowa bo nikt ich tam nie zapraszał, oznacza także koniec wpływów amerykańskich w Syrii, na dużej części Bliskiego Wschodu, a także amerykańskiego przywództwa na całym świecie.
Nie można oczywiście powiedzieć, że amerykańska hegemonia w regionie całkowicie zniknęła. Spadek dominacji USA jest procesem powolnym, który nie może nastąpić w krótkim okresie, ale z pewnością proces ten został przyspieszony z powodu licznych niepowodzeń polityki zagranicznej Waszyngtonu . Historia jest pełna przykładów, gdy Stany Zjednoczone naruszyły obietnice polityki zagranicznej, od Wietnamu po irackich Kurdów. Po tej ostatniej zdradzie niewiele osób bierze teraz amerykańskie przywództwo na poważnie. Oprócz Polaków, oczywiście. Wycofanie sił amerykańskich jest jednoznacznym przesłaniem dla sojuszników na całym świecie: Stany Zjednoczone są nierzetelnym partnerem.
Próżnię pozostawioną przez USA na Bliskim Wschodzie natychmiast wypełniła obecność Rosji i jej sojuszników, Iranu, Syrii i koalicji sił oporu będących w sojuszu z tymi krajami, zwłaszcza libańskiego Hezbollahu. Proces dezintegracji może zająć kilka lat. Jest jednak jasne, że cały świat ze zdumieniem obserwuje upadek imperium amerykańskiego, które do niedawna wydawało się niezwykle potężne i nie do pobicia, dysponujące gigantyczną armią, której potęga militarna była znacznie wyższa niż wszystkich innych krajów razem wziętych. Ogromna moc amerykańskiej maszyny wojskowo-nuklearnej jest obecnie mało użyteczna ponieważ nie służy żadnemu celowi, jeśli już to całkowitemu zniszczeniu ludzkości, ponieważ inne kraje mają również broń nuklearną, która może być równie śmiertelna. Podczas wojny nuklearnej nie będzie zwycięzców, wszyscy przegramy. Kto pierwszy naciśnie spust nuklearny zginie jako drugi, spowoduje wielką globalną katastrofę, która nie potrwa nawet pół godziny, aby zniszczyć całą planetę .
Imperium amerykańskie posiadało jednak również ogromną siłę ekonomiczną i finansową, opartą na dolarach drukowanych bez ograniczeń, oraz systemie SWIFT (międzynarodowa sieć międzybankowej komunikacji finansowej), który kontroluje ponad 11 000 podmiotów finansowych w 204 krajach, poprzez które Stany Zjednoczone zarządzały bogactwami świata nakładając bezprawne sankcje sankcje ekonomiczne na tych, którzy tego sobie nie życzą jak Iran czy Wenezuela.
Stany Zjednoczone oparły swoje imperium nie tylko na sile wojskowej i wszechobecności kapitału finansowego, ale także na niezwykłym postępie technologicznym i naukowym we wszystkich obszarach wiedzy, przemysłu i badań. Elita władzy USA i duże korporacje amerykańskie kontrolowały większość zasobów naturalnych planety, objętych umowami i koncesjami wydawanymi przez rządy pod wpływem szantażu finansowego i militarnego. Stany Zjednoczone manipulowały światową opinią publiczną za pomocą korporacyjnych, całkowicie podporzadkowanych środków masowego przekazu. Monopol na informację w mediach, Internecie, narzucanie amerykańskiej rozrywki, sztuki i kultury. Wszystko to służyło do narzucenia amerykańskiej wizji opartej na masowym konsumpcjonizmie, liberalizmie rynkowym, indywidualizmie oraz micie sukcesu i amerykańskiego stylu życia.
Obecnie wszystko to jest kwestionowane ponieważ ogromna siła Imperium jest podważana głównie z powodu wzrostu gospodarczego, finansowego, wojskowego, naukowego i technologicznego rządów i krajów takich jak Chiny i Rosja, które dołożyły do tego również sojusz strategiczny. Amerykańscy analitycy i eksperci przyznają już, że czasy przewagi nad Rosją w powietrzu to historia a chińskie pociski i rakiety są w stanie całkowicie zneutralizować amerykańskie okręty i lotniskowce na Pacyfiku w kilka godzin.
Być może koniec amerykańskiej hegemonii potrwa wiele lat, ale można powiedzieć, że jest to nieuniknione, podobnie jak można oczekiwać, że będziemy dążyć do nowego, wielobiegunowego ładu światowego. Z pewnością niszczycielska rola polityki USA na Bliskim Wschodzie i w Azji Zachodniej, z jej nieuzasadnionymi wojnami, z działaniami destabilizującymi przeprowadzonymi przeciwko różnym krajom, od Iraku po Libię, Syrię, Afganistan, podporządkowanie się interesom Izraela i monarchii saudyjskiej spowodowało nieodwracalne skutki i w rezultacie odrzucenie przez wiele krajów amerykańskiego "przywództwa". Kamienie, którymi obrzucano siły amerykańskie podczas wycofywania się z Syrii, były symbolem upadku i odrzucenia amerykańskiej hegemoni.
Tymczasem same Stany Zjednoczone są rozdarte głębokim, wewnętrznym rozłamem między siłami „głębokiego państwa”, które chcą dalszej polityki zastraszania i łupienia zasobów na całym świecie. Trump akurat przeciwko bandyckiej polityce gospodarczej nic nie ma o czym świadczy choćby "zabezpieczenie" zasobów syryjskiej ropy czy wojny celne z połową świata. Jednak obiecał swoim wyborcom zakończenie wojen, które kosztują Amerykę zbyt dużo a Trump bardzo chce być wybrany ponownie na urząd prezydenta USA. Paradoksalnie pycha i przywiązanie do stołka może być korzystne dla całego świata.
Sytuacja staje się jednak coraz bardziej skomplikowana, biorąc pod uwagę, że nawet w Ameryce Łacińskiej trwają bunty ludowe przeciwko neoliberalnemu i amerykańsko-centrycznemu porządkowi narzuconemu przez marionetkowe rządy podległe MFW i amerykańskim korporacjom. Dzieje się tak w krajach takich jak Chile, Ekwador, Honduras, Argentyna i innych.
Główną obsesją rządu USA jest obecnie powstrzymanie rozwoju chińskiego smoka, ale jest to prawie niemożliwe zadanie. Nie można uciec od reguł historii: każde imperium rodzi się, rozwija, rośnie, zwycięża a potem umiera. Żadna moc nie jest nieodwracalna. Stany Zjednoczone Ameryki nie będą wyjątkiem.
Wojna handlowa USA-Chiny, oparta na cłach i sankcjach, wyraźnie pokazuje, że nawet Ameryka Łacińska, uważana przez dziesięciolecia za „dziedziniec” Stanów Zjednoczonych, w koncepcji, która splądrowała jej zasoby naturalne, utrudniała jego postępy, zdegradowane rządy, zanieczyszczenie środowiska, jest sukcesywnie zdobywana przez azjatyckiego giganta. Jednak tym razem podbój odbywa się w inny sposób niż robiło to imperium amerykańskie: bez przemocy, bez blokad, bez narzucania rządów dyktatorskich, ale raczej pomagając krajom w industrializacji, budując infrastrukturę dla transportu, energii, zdrowia, rolnictwa itp. Tak więc stosunki handlowe między Chinami a Ameryką Łacińską stale się zwiększały w ciągu ostatnich dwóch dekad. Chiny są obecnie najważniejszym partnerem handlowym Argentyny, Brazylii, Chile, Peru, Wenezueli i drugim w Meksyku. W ubiegłym roku Chińczycy poczynili duże inwestycje w projekty infrastrukturalne, takie jak porty, koleje, lotniska, węglowodory i kopalnie, które osiągnęły poziom ok. 250 miliardów dolarów. To niewątpliwie policzek wymierzony USA na ich własnym "podwórku". Nie jest oczywiście tajemnicą, że Chiny używają do tego górę pieniędzy pochodzącą z handlu z USA. Gdzieś te dolce, dopóki mają jeszcze jakąś wartość, muszą przecież wydać...
Spadek potęgi amerykańskiej potwierdza również fakt, że nie są już w stanie nawet kontrolować tego, co dzieje się w ich własnym kraju, czego dowodem są niezliczone strzelaniny i zabójstwa, które mają miejsce codziennie w wielu amerykańskich miastach. Neoliberalny system gospodarczy zbiera swoje ofiary nawet w USA, gdzie nierówności społeczne doprowadziły do wzrostu ogromnej rzeszy nowych biednych, liczonych już w dziesiątkach milionów obywateli, z których wielu żyje poniżej granicy ubóstwa, a wielu z nich tysiącami obozuje na przedmieściach dużych miast takich jak Los Angeles.
Co więcej, obecnie istnieje zagrożenie nowej wojny domowej między uzbrojonymi po zęby religijnymi fanatykami a zwolennikami Trumpa. Szalę tego szaleństwa może przelać próba impechmentu, do którego dążą Demokraci i sterujący nimi Deep State. Skoro Amerykanie nie kontrolują już sytuacji we własnym kraju to jak mogą kontrolować to, co dzieje się w pozostałej części świata?
Amerykański model, narzucany głównie siłą, już się wyczerpał. Był niezwykle atrakcyjny gdy istniała żelazna kurtyna i "Imperium Zła". Poza tym same Stany były innym państwem niż obecnie. Kurtyna padła, "Imperium Zła" samo grzecznie się rozwiązało i przekształciło w demokratyczne, całkiem sprawnie zarządzane państwo. Jakby tego jeszcze było mało to pazerność i żądza zysku amerykańskich korporacji stworzyła chińskiego smoka, który jeśli weźmiemy pod uwagę realną siłę nabywczą PKB jest już pierwszą gospodarką świata. W kolejce są jeszcze Indie i cały obszar Azji. Coraz więcej państw poczuło swoją rosnącą siłę, zwłaszcza jeśli poparta jest daleko idącymi sojuszami. Jest rzeczą logiczną i oczywistą, że jednobiegunowy model świata już się przeżył i nikomu nie jest potrzebny amerykański żandarm.
To są procesy historyczne i geopolityczne od których nie ma odwrotu. Doskonale rozumie to np. nasz bratanek Orban, który gra na wielu fortepianach a nie jak polscy zarządcy na jednej fujarce. Najbliższe lata będą kluczowe dla określenia swojej roli i pozycji na świecie. Wygrana PiS, dla którego świat zaczyna się i kończy na upadającym imperium, nie napawa optymizmem. Inna sprawa, że w Polsce alternatywa jest prawie żadna. Zabetonowany układ magdalenkowy skutecznie blokuje powstanie i rozwój sił narodowych i propolskich. Wejście do Sejmu Konfederacji, która jest jeszcze wielką niewiadomą, zrobiło jednak rysę w antypolskiej tamie PO-PiS. Oczywiście "po owocach ich poznamy" ale może to być zaczyn czegoś nowego i dobrego dla Polski.
Daj Boże, żebym się nie mylił.
SpiritoLibero
"Jestem Polakiem, więc mam obowiązki polskie".