Rzeczywistość geopolityczna nie będzie już taka sama, świat się zmienił nieodwracalnie. USA zostały wyzwane publicznie i jak widać nie wiedzą co dalej robić.

Ultimatum Putina, przedstawione w sześciu punktach opisywał już p.Jeznach na swoim blogu więc nie będę powtarzał spraw znanych: http://jeznach.neon24.org/post/134123,pokerowe-ultimatum-putina

 

Nie jest rzeczą zaskakującą, że nasze "dobrze poinformowane" media, od Szechtera do Sakiewicza zgodnie ten temat zignorowały. Nie ma w tym nic dziwnego, bo reakcja USA (o której niżej) nie nadawała się się raczej do szerokiego komentowanie w kraju, którym rządzi klika całkowicie zaprzedana USraelowi. Roztrząsanie tego niewygodnego tematu mogłoby osłabić morale Polaków, którzy czadzeni są prymitywną propagandą, dorównującą a nawet przewyższającą tę, którą pamiętamy z mrocznych czasów komuny.

Ostatnim przypadkiem, gdy USA usłyszały jakiekolwiek ultimatum pod swoim adresem była sprawa okrętu Trent, podczas Wojny Secesyjnej w 1861 roku. Kapitan amerykańskiej jednostki pogwałcił wtedy prawo międzynarodowe aresztując załogę angielską. Anglia była wtedy państwem neutralnym w stosunku do tego co działo się w USA. Amerykanie na skutek angielskiego ultimatum wycofali się uwalniając jeńców (choć przeprosin odmówili) bo w perspektywie był konflikt zbrojny z Anglią.

Putin nie domagał się żadnych przeprosin czy uwolnienia jeńców lecz całkowitej zmiany polityki wobec Rosji i odszkodowań za poniesione w konsekwencji sankcji straty. Żądanie upokarzające i niemożliwe do spełnienia. Dowodzi jednak jednej zasadniczej sprawy - USA przegrały już wojnę w Syrii, mimo, że nie chcą się do tego przyznać.

Żądanie odszkodowań wobec USA przydarzyło się ostatnio w czasie wojny o niepodległość, gdy Stany były jeszcze formalnie poddanymi korony brytyjskiej. W ciągu ostatnich 100 lat nikomu nie przyszło by do głowy , że można w ten sposów zwracać się do światowego żandarma. Putin świadomie i publicznie ich upokorzył. Udowodnił, że można rozmawiać z nimi twardo, bardziej jeszcze niż robią to USA od lat wobec całego świata. To ultimatum było natychmiastową reakcją na otwarte groźby przedstawicieli Białego Domu, którzy obiecywali odsyłanie żołnierzy rosyjskich do domu w plastikowych workach, strzelanie do rosyjskich samolotów czy też ataki terrorystyczne w samej Rosji. O ile pierwsze groźby można złożyć na karb głupoty i arogancji urzędników Pentagonu to już groźbę ataków "terrorystycznych" nie.

Ameryka wielokrotnie pokazała, że jest do tego zdolna biorąc pod uwagę, że zamiast walczyć z tzw."państwem islamskim" wspiera je wszystkimi dostępnymi środkami. Natychmiast po tych groźbach Pentagon oświadczył, że USA gotowe są do nuklearnego ataku prewencyjnego przeciwko Rosji. Wypadki nabrały już takiego tempa, że do nuklearnego Armagedonu wystarczy byle jaki incydent albo operacja false flag, w których USrael jest mistrzem. Moskwa przejęła niejako inicjatywę podnosząc stawkę na wyższy poziom.

 

Tym posunięciem Putin poważnie osłabił prestiż międzynarodowy USA (jeśli w ogóle jeszcze takowy posiadają...) USA mają oczywiście jakiś wybór ale w każdej sytuacji przegrywają - czy to rozpętując konflikt nuklearny z Rosją (wtedy jednak stracimy wszyscy) czy to przyznając w końcu, że rola żandarma świata jednobiegunowego się definitywnie skończyła (a wtedy świat tylko zyskuje). Tak czy owak Imperium pada. USA muszą dokonać jakiegoś wyboru bo dłuższe udawanie, że nic się nie stało może doprowadzić do tego, że część ich wasali europejskich i pozaeuropejskich (zwanych pieszczotliwie "sojusznikami") może zmienić orientację. Próbkę dał już prezydent Turcji.

Wiem doskonale jakie jest nastawienie społeczeństw Europy zachodniej do USA i nie wróży to raczej dobrze uzurpatorom z "wyjątkowej nacji". A idą ważne wybory w kilku ważnych krajach. (Na zmianę orientacji przez nasze elyty bym raczej nie liczył bo wielokrotnie udowodniły jakiemu panu służą i dopóki przy władzy będzie Kaczyński z Macierewiczem to możemy stać się jedynie poligonem nuklearnym).

USA już się z pewnością zorientowały, że rola światowego hegemona jest nieaktualna a ich obecni "sojusznicy" będą szczęśliwi by zemścić się za doznane upokorzenia. USA nienawidzą Rosji także dlatego, że w 2014 roku Putin nie wysłał czołgów na Kijów, Lwów i Warszawę. Misternie utkana intryga na Ukrainie (za ciężkie pieniądze Departamentu Stanu i CIA, co wprost potwierdziła p.Nuland) nie wypaliła i przyniosła jedynie korzyść Rosji w postaci odzyskanego (jak najbardziej legalnie) Krymu, za który nie muszą już płacić haraczu Ukrainie.

 

Rzeczywistość geopolityczna nie będzie już taka sama, świat się zmienił nieodwracalnie. USA zostały wyzwane publicznie i jak widać nie wiedzą co dalej robić. Tym bardziej, że w Stanach trwa kampania prezydencka a sam Obama nie ma już nic do powiedzenia.

Rzecznik Ministerstwa obrony Rosji oświadczył, że siły powietrzne Rosji rozlokowane w Syrii są gotowe do strącenia każdego samolotu atakującego siły legalnego prezydenta Syrii, Assada, uważając taki atak za atak na rosyjskich żołnierzy. Amerykanie wiedzą doskonale, że takie ostrzeżenie należy potraktować niezwykle poważnie. Po tym ostrzeżeniu rzecznik Białego Domu, Josh Earnest, oświadczył 6 listopada na konferencji prasowej,że "prezydent przedyskutował niektóre szczegóły i w konsekwencji akcja przeciwko reżimowi Assada w Aleppo prawdopodobnie nie przyniosłaby zamierzonych efektów. Bardzo możliwe, że przyniosłaby nie zamierzone konsekwencje w jaskrawej sprzeczności z naszym interesem narodowym". (Prawda jaki dyskretny kroczek w tył?) Oczywiście USA nie przyznają publicznie, że do takiej "pokojowej" deklaracji skłoniło ich ultimatum Rosji ale mleko już się rozlało. Gdyby nie twarda postawa Rosji (przy cichym wsparciu Chin) to Syria już dawno podzieliłaby los Iraku, Libii czy Jugosławii.

 

Nie ma co jeszcze jednak świętować zwycięstwa. Sytuacja jest dynamiczna i wiele nowych okoliczności pojawi się po wyborach prezydenckich w USA. Jeśli wygra Trump to cień szansy na pokój istnieje. Jeśli wygra psychopatka Hilary, promowana przez finansjerę i kompleks przemysłowo wojskowy oraz zbrodniczą sektę neokonserwatystów syjonistycznych to jesteśmy naprawdę w czarnej d...